„Gdy zabrano trumnę z domu na ulicy Ogarnej, od strony Bramy Wysokiej
odpalono 10 dział, gdy procesja dojechała na ulicę Długą ponownie
odpalono 10 armat. Ostatnia salwa honorowa z dział padła, gdy kawalkada
dotarła do kościoła farnego. Cały czas biły dzwony kościelne. Chór
śpiewał pieśń: "Kto wie, jak blisko jest mojego końca" – Te słowa
zawarłem tydzień temu w tekście o ostatniej drodze komendanta garnizonu
gdańskiego Johanna von Sinclaira…
Dziś historia stała się faktem. O
godzinie 14:03 zmarł nasz Pan Prezydent, nasz Pan Komendant. O 14:45
dzwony kościoła farnego rozbrzmiały jak 300 lat temu. Nie, to nie był
odległy głos dziejów, to było tu i teraz.
Nie zmarł, został bestialsko zamordowany przez bandytę.
W Garnizonie Gdańsk jest ponad 50 osób, różnimy się poglądami, wiarą, przekonaniami, ale kochamy Gdańsk . Pana Prezydenta spotykaliśmy bardzo często, na wydarzeniach miejskich, inscenizacjach, spotkaniach. Zawsze miał chwilę, żeby do nas podejść, porozmawiać, zapytać i czasem również pospierać się z niektórymi z nas. Ale tak normalnie, z uśmiechem. Za to wszyscy go szanowaliśmy i żartobliwie nazywaliśmy „komendantem”.
Pokazał nam, jakim zaszczytem jest służba dla Gdańska.
Do zobaczenia Panie Komendancie!
W Garnizonie Gdańsk jest ponad 50 osób, różnimy się poglądami, wiarą, przekonaniami, ale kochamy Gdańsk . Pana Prezydenta spotykaliśmy bardzo często, na wydarzeniach miejskich, inscenizacjach, spotkaniach. Zawsze miał chwilę, żeby do nas podejść, porozmawiać, zapytać i czasem również pospierać się z niektórymi z nas. Ale tak normalnie, z uśmiechem. Za to wszyscy go szanowaliśmy i żartobliwie nazywaliśmy „komendantem”.
Pokazał nam, jakim zaszczytem jest służba dla Gdańska.
Do zobaczenia Panie Komendancie!